"Nowy werdykt" w walce Szeremety. Trener polskiej gwiazdy stanął w prawdzie
- Żałowałem nieco tego, że mogliśmy Julce trochę pościemniać, że trzecia runda będzie decydująca. I wtedy ona na pewno inaczej wyszłaby do tej odsłony. Bo to już nie pierwszy raz, gdy mówimy Julce, czy nawet sama usłyszy gdzieś z boku, jak drugi trener mówi do mnie, że walkę już jak gdyby wygraliśmy, po czym następuje u niej rozprężenie - mówi w rozmowie z Interią Tomasz Dylak, trener Julii Szeremety i Agaty Kaczmarskiej, złotych medalistek Pucharu Świata i memoriału Feliksa Stamma w Warszawie.

Artur Gac, Interia: Najważniejsze, że możecie cieszyć się z końcowego zwycięstwa, jednak co trener powie o finałowej walce w wykonaniu Julii?
Tomasz Dylak, trener żeńskiej kadry: - Ciężka walka, wszystkie trzy rundy równe. Pierwsza i druga, wydawało mi się, że minimalnie dla nas i sędziowie też tak do tego podeszli. Przed trzecią rundą powiedzieliśmy Julce, że wygrywa. Tego zawsze się boję u Julki, takiego minimalizmu i ta runda była odpuszczona. Pomimo tego, że sędziowie w ostatniej rundzie także poszli za nami, ja jako sędzia chyba bym nie dał nam w tej odsłonie wygranej. Tymczasem arbitrzy tak punktowali, że werdykt wyszedł 5:0 i gdyby ktoś zobaczył sam wynik, to powiedziałby, że to było łatwe zwycięstwo. A ja, jako trener, jednak uważam, że walka była bardzo bliska. Wydaje mi się, że sama Julka nie jest do końca zadowolona. Pewnie najbardziej z tego, że odpuściła trzecią rundę. Zamiast jeszcze podkręcić tempo, bo wiedziała, że zaraz mamy miesiąc przerwy, to wyszedł u niej, tak mi się wydaje, trochę minimalizm.
Też bardzo mocno zaskoczył was obrót wydarzeń w drugim półfinale, który jako rywalkę dla Julii wyłonił reprezentantkę Uzbekistanu Khumoranobu Mamajonovą, a przecież faworytką była Turczynka Esra Yildiz.
- Tak jest, w głowie cały czas wszyscy, cały sztab, szykowaliśmy się na Turczynkę, bo ją bardzo dobrze znamy i wiemy, że jest bardzo mocna. Nie ukrywam, ze bardzo zdziwił nas werdykt, ale po tym od razu też wiedzieliśmy, że Uzbeczka nie jest łatwą zawodniczką. Tym bardziej, że w tym pojedynku z Yildiz bardzo nam się spodobała. Nie znaliśmy jej wcześniej, a wydaje mi się, że to w przyszłości może być bardzo mocna dziewczyna. I trzeba będzie się porządnie na nią przygotować.
Julia przyznała, że udzieliło jej się rozproszenie, słyszała głośny doping, nie do końca docierały do niej wasze podpowiedzi z narożnika, a nawet nie kontrolowała ostatnich sekund walki, nie słysząc gongu. Trener, jako dobry psycholog Julii, to wszystko spostrzegł?
- Żałowałem nieco tego, że mogliśmy ją trochę pościemniać, że trzecia runda będzie decydująca. I wtedy ona na pewno inaczej wyszłaby do tej odsłony. Bo to już nie pierwszy raz, gdy mówimy Julce, czy nawet sama usłyszy gdzieś z boku, jak drugi trener mówi do mnie, że walkę już jak gdyby wygraliśmy, po czym następuje u niej rozprężenie. I boksuje wtedy tak, żeby tylko dowieźć ten wynik. A wydaje mi się, że gdyby wiedziała, że przegrywa i o wszystkim rozstrzygnie ostatnia runda, wówczas wstałaby z narożnika całkiem inaczej nastawiona i skoncentrowana. Nie mam wątpliwości, że mogła lepiej zawalczyć w ostatnich trzech minutach.
Pierwsza i druga, wydawało mi się, że minimalnie dla nas i sędziowie też tak do tego podeszli. Przed trzecią rundą powiedzieliśmy Julce, że wygrywa. Tego zawsze się boję u Julki, takiego minimalizmu i ta runda była odpuszczona. Pomimo tego, że sędziowie w ostatniej rundzie także poszli za nami, ja jako sędzia chyba bym nie dam nam w tej odsłonie wygranej
~ Tomasz Dylak o wygranej Julii Szeremety
O pewnych historiach zazwyczaj nie mówi się przed walkami. Natomiast było coś przed tym finałem, co w trenerze zasiewało niepokój?
- Niepokój na pewno zasiewało to, że Julka trzeci dzień jest przeziębiona, po prostu chora. Z drugiej strony na półfinale czuła się bardzo podobnie, albo minimalnie lepiej, ale jednak jej samopoczucie było bardzo podobne. Też miała katar i bolało ją gardło, a dała z Angielką super walkę. Dlatego z jednej strony bałem się, bo wiedziałem, że finał będzie bardziej równy, a z drugiej strony znam Julkę. Ona nie szuka wymówek i nie narzeka, więc wiedziałem, że to nie jest aż taka choroba, by można było na nią zwalić ewentualną porażkę.
Po raz pierwszy "Mazurek Dąbrowskiego" wybrzmiał za sprawą Agaty Kaczmarskiej, która wywalczyła złoty medal w kat. +80 kg. Okiem trenera, jaki to był pojedynek z Seymą Duztas?
- Również uważam, że Agatka nie pokazała wszystkich swoich możliwości. Jednak to była jej walka po długiej przerwie, spowodowanej kontuzją. Agatka, jak sama mówi, jest zawodniczką turniejową, która lubi dużo sparować i walczyć. Ona z pojedynku na pojedynek się rozkręca. A w momencie, gdy ma długą przerwę od walk, czuje trochę stres i wtedy pojedynek nie jest aż tak bardzo super. Uważam, że gdyby ten finał był dla niej tu trzecią walką, to nawet nie wykluczam, że pokonałaby taką przeciwniczkę przed czasem. Dlatego, jako trener znający umiejętności Agaty, nie do końca byłem zadowolony, ale wiadomo, że cieszę się z tego, że wygrała i ma złoty medal. Oczywiście nic złego jej nie powiedziałem, tylko wiem, że pokazała 50 procent swoich możliwości, a mogła dużo więcej.
Sama wspomniała o problemach ze zdrowiem. Nie tak dawno przeszła operację kręgosłupa, z kolei po turnieju w Debreczynie nabawiła się złamania palca, więc miała niemałe przeciwności losu.
- Tak jest. Tym bardziej, że kręgosłup to była bardzo poważna kontuzja. Wiele osób mówiło, że już nie wróci do boksowania, a tylko jej samozaparcie sprawiło, że dalej boksuje na takim poziomie. To samo w sobie jest super. Poza tym to zawodniczka z ambicjami, już rywalizowała w kategorii 75 kg, przecież wygrywała z Elą Wójcik. To ona pojechała na mistrzostwa świata do Turcji i nadal chciałaby schodzić do tej kategorii i rywalizować, z czego tylko się cieszę, bo wtedy jeszcze bardziej podniósłby się poziom sportowy.
Powiedziała wprost, że o igrzyska w Tokio i Paryżu otarła się, wobec czego ma w tej chwili jeden cel. Choć to mało powiedziane, bo mierzy w przywiezienie z Los Angeles medalu w tym samym kolorze, który zdobyła podczas tych finałów.
- Ja tylko się cieszę, że jest tak ambitna. I czekam na czyny, czyli że będzie schodzić z tej kategorii wagowej najpierw do 80kg, a później do 75kg. Bo na razie jest w "plusie", a wiadomo, że na tę chwilę to nie jest kategoria olimpijska.
Wreszcie nastał wyczekiwany przez was moment, czyli miesięczny okres roztrenowania. Każdy mentalnie odpocznie, co pewnie tak samo, jak zawodniczkom, jest potrzebne sztabowi szkoleniowemu.
- Mi bardzo jest to potrzebne. Nie ukrywam, że już czułem zmęczenie tym turniejem oraz wcześniejszymi przygotowaniami. Od dłuższego momentu czekałem na tę przerwę, Julka też i generalnie chyba cały zespół. Dużo czasu byliśmy ze sobą, bo sporo było wyjazdów i zgrupowań. Cieszę się, że zakończyliśmy ten etap takim wynikiem, czyli Agata i Julka zrobiła złote medale, a poza tym wywalczyliśmy tutaj mnóstwo podiów. Dziewczyny dobrze się prezentowały i teraz kadra A jedzie na zasłużony odpoczynek. A kadra B za niecałe trzy tygodnie ma start na turnieju w Eindhoven, więc oni jeszcze nie odpoczywają.
Rozmawiał Artur Gac
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: [email protected]