Partner merytoryczny: Eleven Sports

Demolka w meczu Sabalenki i mroczne wyznanie. Mrożące krew w żyłach słowa

Najlepsza tenisistka świata Aryna Sabalenka fantastycznie weszła w wielkoszlemowy turniej Rolanda Garrosa. Białorusinka potrzebowała 61 minut, by w meczu pierwszej rundy ograć do jednej bramki przeciwniczkę z sąsiedniej Rosji, Kamillę Rachimową. 23-latka w całym spotkaniu zdołała wygrać tylko jednego gema przy swoim podaniu, a długimi fragmentami była po prostu bezradna. 27-latka z Mińska otworzyła się mocno na konferencji prasowej, gdy padło pod jej adresem najdłuższe pytanie.

Aryna Sabalenka
Aryna Sabalenka/PIERO CRUCIATTI/AFP/AFP

Dla Aryny Sabalenki podbój Paryża to wciąż niezrealizowane pragnienie. O ile po pełną pulę sięgała już w dwóch z czterech wielkoszlemowych turniejów, czyli Australian Open i US Open, o tyle w Paryżu i Londynie czegoś dotąd brakowało, by mogła postawić nogę w wielkim finale. Najkrócej rzecz ujmując, w jej przypadku to takie dwie nawierzchnie, do których najdłużej cyzeluje swoje największe atuty w arsenale.

Aryna Sabalenka "straszy" Igę Świątek. "Dla mnie to nie ma znaczenia"

W meczu pierwszej rundy z Rachimową nikt nie przewidywał schodów, ale sport roi się od sensacyjnych historii. Zatem Sabalenka musiała tylko i aż udowodnić, że teoria nie rozmija się z praktyką. I nie dość, że to zrobiła, to jeszcze w stylu, który wystawia jej ocenę bliską celującej. Jest pewnym paradoksem, iż choć pierwsza partia trwała o jednego gema więcej, to zakończyła się blisko o 10 minut szybciej, dokładnie po 26 minutach. A zatem był to sprint w wydaniu liderki światowego rankingu.

A wszystko to miało miejsce na arenie numer jeden kompleksu Rolanda Garrosa, czyli korcie centralnym Philippe'a Chatriera. - Jestem superszczęśliwa z dzisiejszego zwycięstwa i superszczęśliwa z poziomu, granie na tym korcie było niesamowite. Nie mogę się doczekać kolejnego meczu na tym pięknym stadionie - rozpoczęła Sabalenka, której znakiem rozpoznawczym jest praktycznie nieschodzący z jej twarzy uśmiech.

Białorusinka była pytana o przeróżne kwestie, poczynając od tych związanych z obecnością na French Open sędziów liniowych, w porównaniu do systemów elektronicznych. Wyższości "starej szkoły" nad nową technologią definitywnie nie rozstrzygnęła, za to bez żadnych wątpliwości zapowiedziała, że przyjechała do Paryża po lepszy wynik niż przed rokiem. Wówczas zmagania zakończyła w ćwierćfinale, pokonana przez rodaczkę Mirrę Andriejewą.

Nie zabrakło tematu Rafaela Nadala, któremu jego ukochany turniej, gdzie triumfował aż 14. razy, w niedzielę oddaje uroczysty hołd. A gdy dziennikarz zagłębił się w jedną z jej broni, czyli krótki bekhend po przekątnej kortu, przyznała z uśmiechem, że dużo trenuje to uderzenie i czuje w meczach, że "siedzi" jej takie zagranie. - A skoro daje mi przewagę i mam po nim kontrolę, to znaczy, że jest to bardzo dobre uderzenie - promieniała.

Mina powoli zaczęła rzednąć Sabalence, gdy jeden z dziennikarzy zaczął budować długie pytanie. Za przykład podał dwie bogate federacje, czyli francuską i włoską, z których ta pierwsza w najlepszej setce ma tylko naturalizowaną Warwarę Graczewą, z urodzenia Rosjankę. Z kolei u Włochów gwiazdą stała się Jasmine Paolini, a pozostałe najlepsze zawodniczki z tego kraju są dużo niżej, choć mieszczą się w Top 100. "Czy uważasz, że to dlatego, że te kraje są w pewien sposób bogate oraz styl życia w nich powoduje, że tenisiści i tenisistki nie lubią podejmować maksymalnych wysiłków, aby stać się bardzo dobrymi sportowcami? Dzieciom i młodym w bogatszym kraju jest trudno się poświęcić?".

Sabalenka: Trenerzy są bardzo brutalni i dość wulgarni

Odpowiedź Białorusinki z jednej strony pokazała, że w pytaniu było zawarte dużo racji, ale jednocześnie odkryła ponurą drugą stronę medalu.

- Muszę powiedzieć, że prawdopodobnie ze względu na środowisko i historię tych krajów europejskich, my jesteśmy o wiele twardsi. Ktokolwiek przetrwał trudne chwile, psychicznie i fizycznie, jest o wiele silniejszy niż prawdopodobnie większość dziewczyn w cyklu WTA. Zdecydowanie myślę, że wpływ ma na to środowisko, które mamy w naszych krajach. Jest ono bardzo trudne, a trenerzy są bardzo brutalni. Nie ma nic miłego w sposobie, w jaki pracują ze swoimi podopiecznymi, są dość wulgarni - wyjawiła Sabalenka.

I dodała: - Myślę, że może dlatego nasza mentalność jest o wiele silniejsza, ale jednocześnie, w pewnym sensie, oni złamali kariery tak wielu zawodników z powodu tego agresywnego nastawienia. Myślę, że w Europie i Stanach środowisko jest o wiele zdrowsze - podsumowała najlepsza tenisistka świata, która znalazła się w tej samej połówce, co rozpoczynająca rywalizację w poniedziałek Iga Świątek (nr 5). W 2023 roku gwiazda przez niespełna dwa miesiąca królowała na szczycie rankingu, ale teraz już na dobre umościła się na tronie kobiecego tenisa. Czy to jej mocno ciąży? Wydaje się, że te kwestie także właściwie ułożyła sobie w głowie.

- Moim celem zawsze było osiągnięcie pozycji numer 1 na świecie. Ale na tym etapie kariery, to tak naprawdę nie ma znaczenia. Muszę się skupić na sobie, muszę udoskonalać swoją grę i stawać się lepsza praktycznie każdego dnia. Więc ja skupiam się na sobie i w tym sensie nie ma znaczenia, czy jesteś numerem 1, 2, 3 czy 10. Musisz wyjść i walczyć. Musisz pokazać swój najlepszy tenis i naprawdę pracować na każde zwycięstwo. Tak do tego podchodzę. Szczerze mówiąc, nie czuję większej presji ani oczekiwań niż wtedy, gdy byłam numerem 2 lub 10 - zawyrokowała Aryna.

Artur Gac, Paryż

Aryna Sabalenka o przegranym finale Australia Open: Byłam trochę przygnębiona. WIDEO/AP/© 2025 Associated Press
Aryna Sabalenka/PAP/EPA
Aryna Sabalenka/TIZIANA FABI/AFP
Aryna Sabalenka/JASON WHITMAN / NurPhotoNur / Photo via AFP/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem