To już naprawdę koniec, Kamil Stoch oficjalnie potwierdza. Fani nie mogą mieć już złudzeń
Choć Kamil Stoch już wcześniej przekazał, że po zbliżającym się sezonie Pucharu Świata planuje zakończyć karierę, część kibiców łudziła się, że skoczek jeszcze zmieni zdanie. Niestety, na to zupełnie się nie zanosi. Zawodnik właśnie oficjalnie potwierdza, że decyzję podjął i że jest ona ostateczna. Niezależnie od tego, co się wydarzy, pożegna się ze skocznią. To nie wszystko.

W maju, gdy emocje po zakończeniu sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich właściwie opadły, atmosferę podgrzał Kamil Stoch. Wszem wobec ogłosił, że planuje zakończenie kariery. Najbliższe miesiące będą jego ostatnimi na skoczni. "Nie chcę być jak Kasai. Myślę, że powiedziałem to już na tyle zrozumiale, że każdy wyciągnął wniosek, że to będzie mój ostatni sezon" - powiedział w rozmowie z Jackiem Kurowskim dla TVP Sport.
Mimo tak jasnego postawienia sprawy, wielu kibiców nie dowierzało, że finał kariery Stocha rzeczywiście niebawem się dopełni. Nadzieję w ich serca wlać mogły słowa Ewy Bilan-Stoch, która wyjawiła Tomaszowi Kalembie z Interii Sport, że już wcześniej mąż rozważał ostateczne odwieszenie nart. Przyznała, że ostatnia zima miała być ostatnia, a ona i Kamil mieli "zaawansowane plany na dalsze życie".
Byliśmy z tym pogodzeni. Ale o tym, że Kamil planuje zakończyć karierę, wiedziało tylko kilka osób. Przed sezonem podjęliśmy decyzję, że poprzednia zima będzie ostatnim sezonem dla Kamila. Dlatego w Zakopanem nagrywałam jego ostatni skok na Wielkiej Krokwi, który był najlepszy ze wszystkich, jakie wtedy oddał. Dlatego też tak często jeździłam w ubiegłym sezonie na konkursy Pucharu Świata
Jak wiadomo, Stoch zmienił zdanie i postanowił jeszcze trochę poskakać. Czy i teraz można liczyć na podobny zwrot akcji? Chyba niekoniecznie. Świadczą o tym najświeższe słowa zawodnika wypowiedziane dla Super Expressu. Kibice raczej nie mają co mieć dalszych złudzeń.
Koniec kariery Kamila Stocha. "Niezależnie od tego, co się wydarzy"
"Podjąłem już decyzję, niezależnie od tego, co się wydarzy. Nieważne, czy ten sezon będzie udany, czy nie będzie udany. Z końcem najbliższej zimy zakończę swoją karierę zawodniczą" - potwierdza Kamil Stoch w Super Expressie.
Finał jego zawodniczej przygody obejmie zimowe igrzyska olimpijskie we Włoszech (6-22 lutego 2026). Miłym akcentem byłby powrót z tej imprezy z medalem na szyi. "Oczywiście, że chciałbym zdobyć złoty medal. Chcę pojechać na igrzyska i wrócić ze złotem, natomiast przede wszystkim chcę po prostu zrealizować swoje założenia zadaniowe. Chcę skakać najlepiej, jak tylko będę potrafił. I przede wszystkim chcę, żeby każdy skok był dla mnie radością, ale i inspiracją do kolejnego skoku. Chodzi o to, żeby skupić się na drodze, a nie na celu" - deklaruje skoczek.
Mimo wielkiego, gromadzonego przez lata, doświadczenia, nie ukrywa, że potrzebuje pomocy z zewnątrz. Zwłaszcza, jeśli chodzi o radzenie sobie z tymi trudniejszymi, boleśniejszymi momentami kariery. Rozpoczął więc współpracę z osobą, która wspiera go w sferze mentalnej. "Czułem, że samemu będzie mi bardzo trudno i zajmie to dużo czasu, żeby osiągnąć taką pełną mentalną stabilizację, a z czyjąś pomocą po prostu będzie mi dużo łatwiej. I tak też się stało" - wyjaśnia.
Jest pełen dobrych przeczuć. Ma za sobą co prawda na razie cztery treningi na skoczni, ale wyglądały one obiecująco. Czuł, że jest coraz lepiej, a próby "wyglądały już naprawdę fajnie".
Powrócił nie tylko na obiekt, ale też do treningów z kadrą. Wcześniej, w poprzednim sezonie, ćwiczył indywidualnie, pod okiem Michala Doleżala. Z perspektywy czasu ocenia, że dokładnie tego w tamtej chwili potrzebował. Teraz jest inaczej. "W grupie jest siła, wspólnie możemy się napędzać" - podsumowuje.


