Stoch ogłasza koniec kariery, mocna reakcja trenera: To, co teraz powiem, niektórym będzie nie na rękę
- Wiem, że niektórym może będzie nie na rękę to, co powiem, ale uważam, że tak. Wiem, jak w przeszłości to wyglądało, jak powoływało się składy i kogo się brało, bo też byłem w sztabach. Naprawdę powinien był go wziąć. Ja nie zgodziłem się z tą decyzją - mówi w rozmowie z Interią Zbigniew Klimowski, pierwszy trener Kamila Stocha, komentując dla nas decyzję wielkiego mistrza o końcu kariery po sezonie olimpijskim i wracając do braku 3-krotnego mistrza IO w kadrze na mistrzostwa świata.

Artur Gac, Interia: Pana wychowanek, najbardziej utytułowany polski skoczek w historii, zapowiedział w rozmowie z TVP Sport, że nadchodzący sezon olimpijski będzie jego ostatnim. Z kim w takiej chwili nie porozmawiać, jak nie z pierwszym szkoleniowcem.
Zbigniew Klimowski: - Przede wszystkim jest mi bardzo miło, bo bardzo często czytałem w niektórych tekstach, że co niektórzy inni szkoleniowcy byli pierwszymi trenerami Kamila (uśmiech). Nie wnikałem w szczegóły, ale gdyby ktoś był profesjonalny, to by posprawdzał pewne źródła, zanim coś napisze.
Trenerze, jaka jest pana pierwsza reakcja i myśl? Spodziewał się, że decyzja właśnie teraz zapadnie, a może sam odciągał pan w czasie tę kwestię?
- Mam teraz bardzo mało z nim kontaktu, choć owszem, nawet teraz zawoziłem go na lotnisko, a pojutrze (w czwartek - przyp.) będę go odbierał z lotniska. Natomiast nie ruszamy takich tematów. Ja uważam, że jest to już na tyle świadomy zawodnik i tyle osiągnął, że wie, kiedy dosyć. I z tym każdy z nas musi się liczyć. Przyjmuję jego decyzję ze zrozumieniem, choć wiadomo, że chciałoby się, aby to potrwało jeszcze dłużej. Niemniej każdy z nas czuje swój sportowy kres, ale chwała mu za to wszystko, co osiągnął.
Kamil osiągnął wyniki absolutnie spektakularne, ale kluczowe jest to, co pan powiedział. Nam często wydaje się, że zawodnik powinien najszybciej być w stanie znaleźć ten najwłaściwszy moment. A prawda jest taka, że gdy jest powtarzalność sukcesów, to chce je kontynuować. Z kolei gdy forma zaczyna pikować i notuje się słabsze starty oraz całe sezony, wielki sportowiec nie chce w tym stylu zamykać za sobą drzwi.
- Z pewnością jest tak, jak pan powiedział. Każdy by chciał, żeby przynajmniej na dobrym, przyzwoitym poziomie odejść ze sportu, zwłaszcza gdy ma się za sobą wybitną karierę. I Kamilowi być może właśnie na tym zależy, choć ja oficjalnie od niego nie słyszałem, żeby to był jego koniec. Twierdzę, że kolejny sezon, który się zbliża, będzie dla niego udany, bo najważniejsze w tym wszystkim jest to, że oni chcą i wierzą, że jeszcze są w stanie coś pokazać. Jest to na pewno przykre, jak co niektórzy krytykują, że powinien już dawno odejść, opowiadając to i tamto. Ale niestety taka jest kariera każdego sportowca, że raz jest się na fali, a raz rzuca nami fala. Raz zbiera się laury, a raz trzeba przyjąć na barki gorsze wyniki. I z tym ostatnim trzeba sobie poradzić. Bo nie sztuka być super sportowcem i wygrywać, tylko poradzić sobie z pewnym kryzysem.
Zacytuję jeszcze panu te słowa, które wypowiedział Kamil: "Nie chcę być jak Kasai. Myślę, że powiedziałem to już na tyle zrozumiale, że każdy wyciągnął wniosek, że to będzie mój ostatni sezon".
- Przyjmuję tę informację. Tak, jak panu powiedziałem, wolę to usłyszeć bezpośrednio od niego. Dla mnie niech skacze jak najdłużej.
Kamil cały czas obciążał się mentalnie? Uważam, że tak. To jest moje zdanie. Sądzę, że także zbieżne z większością trenerów. Widać było, że na treningach skakał fajnie, nawet w poprzednim sezonie, a przychodziły zawody i tam chciał jeszcze udowodnić, sobie, trenerom i kibicom, że stać go na wszystko. My z reguły wszyscy stoimy zawsze za nim murem i chcielibyśmy, żeby skakał i skakał
~ Zbigniew Klimowski, pierwszy trener Kamila Stocha
Skądinąd jest to ciekawe, a nawet symptomatyczne. Wydawać by się mogło, że osoby z takiego kręgu, jak pan, mogłyby pierwsze poznać taką decyzję zawodnika. Ot, chociażby w momencie, jak odwoził go pan na lotnisko. Ciśnie mi się na usta pytanie, czy dopuszcza pan myśl, że w ferworze głębszego wywiadu Kamil wyartykułował taką decyzję, ale to wcale nie będzie trwała deklaracja?
- (chwila ciszy) Wie pan, ja muszę pogodzić się z wszystkim. Skoro takie słowa padły i Kamil oficjalnie potwierdza, że to będzie jego ostatni sezon, to mnie akurat od razu nasuwa się pewna historia. Gdy jeszcze jako mały brzdąc w zawodach na Słowacji skakał i wygrywał, a ja mu za przeproszeniem zwracałem uwagę: "dlaczego każdego skoku ładnie nie lądujesz, to kiedyś może zaważyć na twojej karierze i dobrym wyniku". Cały czas mam przed oczami konkurs na dużej skoczni w Soczi, gdzie Kamil, gdyby nie wylądował pięknie, toby przegrał. To znaczy byłby drugi. Od małego wymuszało się na Kamilu, że każdy skok musi być ładnie wylądowany. Dlatego miałem tak dużą satysfakcję, gdy to zaważyło na igrzyskach olimpijskich. Otrzymał wówczas bardzo wysokie noty, co zapewniło mu drugi złoty medal.
Jest pan doskonałym adresatem też innego pytania, bardzo liczę na pana optykę. Czy ma pan zdiagnozowaną główną przyczynę i powód, dlaczego w ostatnich sezonach wyniki Kamila przestały być tak spektakularne? Czy to, najnormalniej w świecie, wypalenie materiału wraz z przebiegiem Kamila sprawiają, że nawet święty Boże nie pomoże, a może widzi pan inne, "naprawialne" przyczyny?
- To bardzo celne pytanie, ale jest mi na nie niezwykle trudno odpowiedzieć. Z pewnością wiadomo, że Kamil jest tak ambitny, iż zawsze chce wszystko robić perfekcyjnie. Zawsze chce być najlepszy, bo taka też rola wielkiego sportowca, by zawsze osiągać maksymalne sukcesy. I być może tu leży przyczyna... Często my, trenerzy, powtarzamy mu: "Kamil, ty powinieneś już bawić się tym, to powinna być dla ciebie frajda. Ty już nie musisz się cały czas spinać, by nie wiadomo co osiągać". Skoki muszą sprawiać przyjemność. A tutaj wyglądało w ostatnim czasie tak, że wszystko było troszkę na siłę. Mam nadzieję, że w ostatnim sezonie będzie podchodził do skoków spokojniej i luźniej, a wtedy wszystko zdecydowanie łatwiej wychodzi.
Czyli chce pan powiedzieć, że Kamil, będąc tym wielkim mistrzem...
- ...chciał jeszcze coś więcej udowodnić.
A w teorii wydawałoby się, że właśnie luz powinien go premiować. Tymczasem, jako multimedalista, cały czas obciążał się mentalnie?
- Uważam, że tak. To jest moje zdanie. Sądzę, że także zbieżne z większością trenerów. Widać było, że na treningach skakał fajnie, nawet w poprzednim sezonie, a przychodziły zawody i tam chciał jeszcze udowodnić sobie, trenerom i kibicom, że stać go na wszystko. My z reguły wszyscy stoimy zawsze za nim murem i chcielibyśmy, żeby skakał i skakał.
Czyli jednak żeby był takim Kasaim?
- No nie da się ukryć.
Wie pan, przecież mieliśmy już spektakularne zwroty akcji w sporcie na najwyższym poziomie, nazwiskami można sypać z rękawa. Tu mamy dopiero etap zapowiedziowy, a zawodnicy wracali już z emerytury.
- Żeby daleko nie szukać w innych sportach, mamy dobry przykład Janne Ahonena (uśmiech). I to nie jeden raz rozstawał się ze sportem.
Czy pan uważa, że były już trener kadry A Thomas Thurnbichler, nie powołując Kamila Stocha do kadry na mistrzostwa świata, skrzywdził go tą decyzją?
- Wiem, że niektórym może będzie nie na rękę to, co powiem, ale uważam, że tak. Wiem, jak w przeszłości to wyglądało, jak powoływało się składy i kogo się brało, bo też byłem w sztabach. Naprawdę powinien był go wziąć.
Chce pan powiedzieć, że niekoniecznie nie wziął go z pobudek czysto sportowych?
- Nie wnikajmy. Ja nie będę ciągnął tego tematu. Było, minęło. Rozdział z trenerem Thurnbichlerem został zamknięty i nie chciałbym wchodzić w szczegóły. Natomiast ja nie zgodziłem się z tą decyzją.
W obronie Kamila stanął Dawid Kubacki, który ostro zrecenzował Thurnbichlera. Powiedział tak: "Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale to jak robił Kamilowi pod górkę, to po prostu zbrodnia". W TVP Sport Kamil Stoch odniósł się do tego następująco: "Dawid jest na tyle dorosły, że ma prawo do wypowiedzenia się na dany temat w sposób, jaki on uważa najbardziej za stosowny. Natomiast to był taki temat, gdzie trzeba było albo powiedzieć wszystko, albo nie odzywać się w ogóle. Niestety Dawid powiedział za mało, żeby ludzie to zrozumieli, żeby dobrze to było zrozumiane, a jednak za dużo, żeby to się obeszło bez echa".
- Dokładnie to, co powiedział. O tym powinno się było mówić od razu po ogłoszeniu kadry. Natomiast to Thomas był szefem ekipy i mógł podjąć taką decyzję. To już historia.
Napomknął pan o jednym wspomnieniu z okresu początków Kamila. Generalnie co przede wszystkim ma pan przed oczami z tamtego czasu? Zamyka pan oczy i widzi...
- Małego, dożartego chłopca, którego wszędzie było pełno (śmiech). I bardzo ambitny, non stop ciągnął, żeby tylko skakać na coraz większych skoczniach. Interesowały go najbardziej te duże. Cały czas trzeba było go stopować, żeby to wszystko szło spokojniej, ale on rwał się do tego, co było jeszcze większym wyzwaniem. To chyba cechuje tych najlepszych. Z rozmów z rodzicami wynikało, że na okrągło w domu było odtwarzane wideo i tylko oglądał skoki. Cały czas żył tym sportem.
- Być może tu leży przyczyna... Często my, trenerzy, powtarzamy mu: "Kamil, ty powinieneś już bawić się tym, to powinna być dla ciebie frajda. Ty już nie musisz się cały czas spinać, by nie wiadomo co osiągać". Skoki muszą sprawiać przyjemność. A tutaj wyglądało w ostatnim czasie tak, że wszystko było troszkę na siłę. Mam nadzieję, że w ostatnim sezonie będzie podchodził do skoków spokojniej i luźniej, a wtedy wszystko zdecydowanie łatwiej wychodzi
~ Klimowski o kryzysie Stocha
Gdy nieraz pojawiają się z archiwów pierwsze rozmowy z nim, to już jako mały chłopczyk był bardzo rezolutny.
- Nie da się ukryć, rodzice dobrze go ukształtowali. Chłopak od samego początku wiedział, czego chciał.
Czy ta piękna historia trzykrotnego mistrza olimpijskiego, dwukrotnego mistrza świata i wielkiego multimedalisty, może się jeszcze nie tylko spiąć efektowną klamrą samym startem olimpijskim, ale również spuentować dużym wynikiem w lutym 2026 roku?
- Co do wyniku, nie będę dywagował. Niemniej z pewnością życzę każdemu naszemu zawodnikowi, aby udowodnili, że naprawdę stać ich na dobre skakanie i osiąganie satysfakcjonujących rezultatów. Wiadomo, że wszyscy podkreślają, że mamy starszą kadrę. Cóż, mamy roczniki takie, jakie mamy, ale ci starzy są jeszcze w stanie udowodnić, że można zrobić duży wynik i ja w to wierzę.
Z punktu widzenia Kamila, fakt że głównym dowódcą kadry A został Maciej Maciusiak, to rzecz dobra, czy wręcz najlepsza, jaka mogła się wydarzyć?
- Na tę chwilę dla mnie jest najlepsza. Przede wszystkim Maciek wreszcie stworzył grupę, w której będzie atmosfera. A to jest najważniejsze. U Thomasa niestety nie było tej atmosfery, grupa była zamknięta. Tu na pewno będzie inny klimat i to znowu będzie ich napędzać.