Karetki na sygnale i straż na Roland Garros, niepokojący widok. Medyk przekazał wiadomość
Karetki na sygnale świetlnym i samochód straży pożarnej przykuły moją uwagę kilkanaście minut po godzinie 17, gdy z biura prasowego wyszedłem na teren miasteczka Rolanda Garrosa. Metalowymi barierkami oraz taśmą odgrodzono sporą część terenu, a wszystko miało miejsce w newralgicznym miejscu, bo w sąsiedztwie kortu centralnego, a na drodze do obiektu numer 2 Suzanne Lenglen. Przed gapiami oddzielono też niewielki obszar, gdzie medycy uwijali się jak w ukropie. Interia pozyskała informację od jednej z osób funkcyjnych, które były w pobliżu.

Wokół życie toczyło się pozornie codziennym rytmem, właściwym dla Rolanda Garrosa. Nieprzebrane tłumy ludzi, jak każdego dnia, sunęły we wszystkich możliwych kierunkach, by dotrzeć na jeden z kilkunastu obiektów, gdzie akurat mecze rozgrywali ich ulubieńcy. Z lewej strony, patrząc z mojej perspektywy w kierunku kortu numer dwa, na skrzyżowaniu dwóch przecznic, nie było jednak spokojnie. Wszystko za sprawą karetek pogotowia, samochodu strażackiego i wyraźnie koordynowanej akcji z armią tutejszych pracowników, którzy mieli za zadanie wygrodzić niemałą strefę.
Niepokój w miasteczku Rolanda Garrosa. "Z tą osobą wszystko jest w porządku"
Na wysokości kortów numer 6 i 7, bliżej tego pierwszego, widać było, że skupione są działania służb medycznych. Niczego jednak nie sposób było dojrzeć, bo ten niewielki obszar został szczelnie zagrodzony specjalnymi, pomarańczowymi ściankami. A do tego jeszcze wszędzie tam, gdzie pozostawały niewielkie prześwity, zaciągano długie płótno.
Ten widok, w tych okolicznościach, był istną metaforą życia. Jedni pędzili do swoich przyjemności w miejsca, gdzie z ich punktu widzenia toczyły się najlepsze mecze lub serwowana była inna rozrywka, tymczasem w życiu jednego nieszczęśnika spośród nich rozgrywało się bardzo przykre wydarzenie. - Doszło do drobnego wypadku, tyle mogę panu powiedzieć - odparł jeden z mężczyzn, będący w stałej łączności z pozostałymi pracownikami, zaprzęgniętymi do wsparcia w tej nagłej sytuacji.
Niektórzy przystawali i obserwowali, co konkretnie się zdarzyło, a część osób w pewnym popłochu chwytała za telefon. Słyszałem, jak dzwonili do swoich najbliższych, by dopytać, czy media o czymś ważnym informują. W tym czasie kobieta, na specjalnej platformie, za pomocą megafonu dyrygowała ruchem.
Po kilkunastu minutach ludzie w kilku grupkach zaczęli bić brawa, widząc jak medycy zaczęli kierować się do karetki, zaś miejsce, w którym pracowali, ekspresowo opustoszało. Na końcu nawierzchnia została starannie umyta mopem. W tym czasie ochroniarze przegrupowali się i utworzyli kordon, który zapewnił warunki samochodom, by mogły wycofać, a następnie już kierowały się do bramy wyjazdowej.
Zobacz również:
- Porażka z Sabalenką, a tu taka wiadomość. Bouzkova jednak z awansem. Polka uwikłana w sprawę
- Iga Świątek dobrze zna swoją rywalkę. Przez pewien czas u niej mieszkała
- Polka obroniła meczbola w starciu z półfinalistką Roland Garros. Stawką był ćwierćfinał
- Polak robi furorę na Wimbledonie, a tu taka wiadomość. Majchrzak wprost do rywali
Jedna z pracownic medycznych, zapytana przeze mnie, do jakiego doszło zdarzenia, przekazała: - Nie chcę udzielać szczegółowych informacji, nie mam na to zgody, to mógłby zrobić pewnie lekarz. Mogę tylko powiedzieć, że faktycznie doszło do pewnego wypadku, ale z tą osobą wszystko jest w porządku - zapewniła.
Artur Gac, Paryż
