Pięć goli, ostatnia riposta w 92. minucie. Piłkarski szok, mistrzowie świata na kolanach
Reprezentacja Włoch do mistrzostw świata w RPA podchodziła w roli obrońcy tytułu, presja ciążąca wówczas na "Squadra Azzurra" była więc naprawdę wielka i... nie można powiedzieć, by piłkarze z Italii ją odpowiednio wytrzymali. Ekipa dowodzona wówczas przez Marcello Lippiego - tego samego, który cztery lata wcześniej doprowadził swych podopiecznych do złota - tym razem poniosła wielką klęskę. Za burtę turnieju wyrzucił ją absolutny debiutant, futbolowy Kopciuszek - Słowacja. Był 24 czerwca 2010 roku...

Finał mundialu 2006 okazał się jednym z najbardziej charakterystycznych meczów o Puchar Świata w dziejach - wszystko to przede wszystkim za sprawą słynnej "główki" Zidane'a na Materazzim. Francja, pozbawiona potem swojego wielkiego lidera, ostatecznie uległa Włochom w karnych.
Choć potem "Squadra Azzurra" nie poszła za ciosem i nie wygrała mistrzostw Europy w 2008 roku, to MŚ 2010 wlały nową nadzieję w serca włoskich fanów. Ich ulubieńcy na Euro odpadli w ćwierćfinale po serii jedenastek przeciwko późniejszym triumfatorom, Hiszpanom, więc specjalnego wstydu nie było i wyglądało na to, że ekipa z Półwyspu Apenińskiego wciąż ma w sobie wielki potencjał. Za sterem zespołu był przy tym znowu Marcello Lippi, architekt historycznego sukcesu, który miał wypełnioną gwiazdami kadrę po raz kolejny wynieść na futbolowe szczyty.
To był koniec końców potworny zawód...
Zły początek, a potem... było jeszcze gorzej. Włochy chciały zapomnieć o mundialu w RPA
Włosi mundial 2010, odbywający się po raz pierwszy w Afryce, a konkretnie w RPA, rozpoczęli od niespodziewanego remisu 1:1 z Paragwajem - a co więcej, przez ponad godzinę gry drżeli o to, czy w ogóle uda im się uszczknąć rywalom choćby punkt, bowiem dopiero w 63. minucie Daniele De Rossi zdołał odpowiedzieć na wcześniejszego gola Antolina Alcaraza.
To można było jeszcze tłumaczyć "wolnym rozpędem", niemrawym początkiem zmagań. Potem jednak Włochy zszokowały wszystkich po raz drugi, remisując również 1:1 z... Nową Zelandią, w zasadzie outsiderem stawki, który poprzednio na MŚ zameldował się w 1982 roku, zresztą z mizernym skutkiem.
"All Whites" wyszli wówczas na prowadzenie już po siedmiu minutach rywalizacji dzięki trafieniu Shane'a Smeltza. Jedyną odpowiedzią "Squadra Azzurra" był... strzał z wapna wykorzystany przez Vincenzo Iaquintę. On i jego koledzy potem aż do końcowego gwizdka bili już tylko głową w mur.
Tym samym, przed ostatnią kolejką rozgrywek grupowych, Italia uzbierała zawrotne dwa "oczka", a to oznaczało, że jej dalszy los w RPA jest mocno zagrożony. To, co podopieczni Lippiego musieli bezwzględnie zrobić, to wygrać ze Słowacją. Nadszedł sądny dzień - 24 czerwca 2010 roku.
Słowacja wyrzuca Włochy z mistrzostw świata. Robert Vittek narodowym bohaterem
Słowacja była wówczas absolutnym debiutantem - od czasu politycznego "rozwodu" z Czechami drużyna narodowa kraju ze stolicą w Bratysławie przez lata nie mogła dostać się na mistrzostwa świata, aż w końcu dokonała tego kosztem m.in. Polski.
Trzeba przy tym uczciwie przyznać, że "Sokoły" do czasu starcia z Włochami nie miały za sobą nadzwyczajnego pod względem wyników występu w Republice Południowej Afryki. Na otwarcie turnieju zremisowały one pechowo 1:1 z Nowozelandczykami (Winston Reid na trafienie Roberta Vittka, ważnej w tej historii postaci, odpowiedział dopiero w 93. minucie), a następnie przegrały też 0:2 z Paragwajczykami.
Układ tabeli sprawiał jednak, że Słowacy wciąż zachowali szansę za awans - wystarczyło "tylko" zaskoczyć "Azzurrich". Pierwszy cios ze strony debiutantów padł w 25. minucie, kiedy to po niedokładnym zagraniu De Rossiego futbolówkę przejął Juraj Kucka, który doskonale odnalazł swym podaniem wspominanego już Vittka.
Minimalna przewaga formalnych gospodarzy tego starcia utrzymywała się aż do 73. minuty, kiedy to Robert Vittek... znów pokonał Federico Marchettiego, zastępującego wówczas między słupkami kontuzjowanego Gianluigiego Buffona.
Włosi byli już wówczas pod ścianą, ale iskra nadziei została dla nich wykrzesana jeszcze w 81. minucie, kiedy to Antonio Di Natale skorzystał z okazji do wyegzekwowania dobitki po uderzeniu Fabio Quagliarelli. Radość nie trwała tu jednak długo.
Dokładnie osiem minut potem Kamil Kopunek, świeżo wprowadzony na murawę z ławki rezerwowych, podwyższył prowadzenie "Sokołów" na 3:1 po fatalnym zachowaniu defensywy rywali. Dramaturgia była tym większa, ze w międzyczasie arbiter nie uznał gola Quagliarelli wskazując na spalonego.
Ówczesny gracz Napoli dopiął jednak swego w 92. minucie popisując się cudownym uderzeniem z daleka. To był jednak, jak się okazało, daremny zryw, bo on i jego koledzy nie zdążyli już nawet wyrównać. Słowacja wygrała 3:2 i odnotowała sensacyjny awans do fazy pucharowej przy takim układzie tabeli:
Jedna z najbardziej niespodziewanych historii mundialowych stała się faktem. Słowacy potem odpadli z MŚ w 1/8 finału po porażce z Holandią - jednak nie tak znaczącej, bo przy rezultacie 1:2. "Oranje" na koniec starcia postraszył zdobytym karnym... Vittek.