Kiedy Piotr Protasiewicz przejmował stery w Stelmet Falubazie, jedną z pierwszych osób, z którą się spotkał, był Przemysław Pawlicki. Wówczas obie strony siebie potrzebowały. Dyrektor sportowy zaufał Pawlickiemu i wyciągnął do niego rękę. Teraz mógł liczyć na rekompensatę. Pawlicki uratował skórę Protasiewiczowi Nie brakuje głosów, że Pawlicki niedzielnym występem uratował skórę Protasiewiczowi. Sam zainteresowany temu zaprzecza, ale jego notowania przed tym spotkaniem drastycznie spadły. W najgorszych snach nikt nie przypuszczał, że zielonogórzanom na pierwsze punkty przyjdzie czekać aż do piątej kolejki. Protasiewiczowi spadł kamień z serca, co było widać po ostatnim biegu. Radość aż z niego kipiała, ale trudno się temu dziwić, skoro w końcu dopiął swego. 2 lata zajęło mu odbudowanie starszego z braci Pawlickich. Choć wiele nie brakowało, a już teraz mogłoby go nie być w drużynie. Pawlicki liderem Falubazu, przyćmił Hampela i Madsena W Zielonej Górze było co najmniej kilka wizji składu. Dlatego właśnie wypływało wiele sprzecznych informacji. Raz były drużynowy mistrz świata juniorów był przewidziany w składzie, a raz nie. Finalnie pozostał, co uznano za błąd. Głównym motywem miały być jednak środki finansowe. Teraz nikt nie myśli o pozbywaniu się swojego kapitana, bo ma najwyższą średnią w drużynie. Wystarczyło pięć spotkań, żeby nakryć czapką kreowanych na liderów Jarosława Hampela i Leona Madsena. - Nie czuję się najjaśniejszym punktem. Wspólnie staramy się sobie pomóc, wymieniamy spostrzeżenia. Cały czas poprawiam błędy i wciąż szukam optymalnych rozwiązań z ustawieniami - tłumaczy. Pawlickiemu z nieba spadły jednostki Petera Johnsa. Polak przesiadł się na nie mniej więcej rok temu. Poprzednie zmagania rozpoczynał na silnikach Michała Marmuszewskiego, ale na sprzęcie Anglika było dużo lepiej. Nie był to jednak tak wysoki poziom, jak teraz. - Jestem w stałym kontakcie z Peterem. Cały czas testujemy i sprawdzamy. Wierzę, że to będzie niekończąca się historia - kończy.