Krono-Plast Włókniarz Częstochowa pozytywnie zaskakuje w tym sezonie. Drużynę spod Jasnej Góry skazywano na bycie czerwoną latarnią PGE Ekstraligi, a klub ma już dwa zwycięstwa. Dodatkowo fantastyczne wrażenie sprawili w Toruniu i Lublinie, zdobywając odpowiednio - 43 i 41 punktów. Za piękne porażki, jednak niestety punktów nie dają. Kariera Pawlickiego stanęła w martwym punkcie Ostatnie lata Piotra Pawlickiego nie należały do najlepszych. Cztery ostatnie sezony (włącznie z tym) to były dla niego 4 kluby. To pokazuje, że 30-latek był tym ogniwem, które zespoły po prostu wymieniały. Nawet w Stelmet Falubazie Zielona Góra nie był wyraźnym liderem. Wobec tego wydawało się, że kariera Pawlickiego jest na zakręcie. Polak był strasznie pogubiony, miewał przebłyski, ale na tym się przeważnie się kończyło. Po lepszych występach przychodziły gorsze. Dodatkowo często kibice się z niego śmieli, bo przy stykowych sytuacjach czasami upadał, za co był wykluczany. Transfer do Włókniarza odbudował Pawlickiego Przed tym sezonem Falubaz podziękował Pawlickiemu, a w jego miejsce ściągnął Leona Madsena. W przestrzeni medialnej były głosy, że ta drużyna to przepis na spadek. Tak się jednak nie dzieje. Włókniarz wygląda bardzo dobrze, a nowe transfery jadą lepiej niż ktokolwiek, by pomyślał. Polak robi totalną furorę. W 5 spotkaniach zdobył 58 punktów wraz z 6 bonusami, to daje średnią 2,286 pkt na bieg. Ostatni raz tak dobry start sezonu zanotował w 2018 roku. Szczególnie udane były ostatnie trzy spotkania. W starciu z Gezet Stalą Gorzów oraz Innpro ROW-em Rybnik zdobył dwa komplety. Obecnie, ma najwięcej wyprzedzeń w całej PGE Ekstralidze. To daje nadzieję, że Pawlicki się odbudował, a w karierze będzie w stanie jeszcze wiele wycisnąć.