Jasmine Paolini przystąpiła do turnieju w Paryżu jako zawodniczka niemal spełniona. Tuż przed główną imprezą sezonu na kortach ziemnych dokonała rzeczy niezwykłej - cieszyła się z dubletu w zawodach rangi WTA 1000. Niezwykłej, bo przecież w jej ojczystym kraju, na Foro Italico w Rzymie. Dzięki temu awansowała na czwarte miejsce w singlowym rankingu WTA, zepchnęła Igę Świątek do trzeciej linii rozstawienia. Choć po losowaniu i tak mogły na siebie wpaść w ćwierćfinale. I tak by się stało, gdyby w niedzielę nie zawaliła spotkania z Eliną Switoliną w kluczowym momencie. To ona zaczęła zmagania na Court Philippe-Chatrier, stoczyła z Ukrainką porywający bój, choć przecież wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że dość łatwo wygra w dwóch setach. Prowadziła 6:4, 4:1, a później 5:3. I miała dwie piłki meczowe. A później jeszcze jedną w tie-breaku, przy własnym serwisie. Przegrała jednak to spotkanie, odpadła z rywalizacji, a przecież rok temu grała w finale z Igą. Włoszce pozostałą jeszcze druga szansa na sukces w Paryżu - w grze podwójnej. Dziś, dobę po swoim starciu z Ukrainką, Jasmine musiała być już gotowa do ciekawie zapowiadające się spotkanie z duetem Beatriz Haddad Maia/Laura Siegemund. Roland Garros. Druga szansa Jasmine Paolini, tym razem wspólnie z Sarą Errani. Włoszki już ćwierćfinale W Paryżu mistrzynie świata, bo przecież Paolini i Sara Errani to triumfatorki ostatniego Billie Jean King Cup, są rozstawione z dwójką. Śmiało można jednak było je stawiać jako główne kandydatki do końcowego triumfu, może obok duetu Mirra Adriejewa/Diana Sznajder i Katerina Siniakova/Taylor Townsend. Przyjechały do Francji jako mistrzynie WTA 1000 w Rzymie, rok temu na Stade Roland Garros wygrały olimpijskie złoto, wcześniej dotarły do finału French Open. Znakomicie się rozumieją i pokazały to zrozumienie właśnie w starciu z duetem Haddad Maia/Siegemund. Nie da się ukryć, że siła fizyczna była tu po stronie rywalek. Owszem, Paolini też potrafi uderzyć mocno, wykorzystać wielkie prędkości zagrań rywalek, ale Errani gra inaczej. Zwłaszcza przy siatce, to jej królestwo. To spotkanie było niezwykle atrakcyjne dla kibiców, było mnóstwo sztuczek, topspinowych lobów, ale gry kątowej. Brylowały w tym Włoszki, ale początek wcale nie był dla nich łatwy. To bowiem mająca małą moc serwisy Errani były kąskiem dla brazylijsko-niemieckiego duetu by od razu piłkę atakować. I tak w trzecim gemie doszło już do przełamania. choć tę stratę szybko udało się tenisistkom z południa Europy odrobić. Później zaś historia się powtórzyła - kolejny gem serwisowy Errani, kolejny break. I od razu riposte przy serwisie Siegemund. Zdecydowało więc przełamanie w chwili, gdy podawała Haddad Maia - Włoszki wygrały 6:4. I już do końca meczu tak to wyglądało, pewna swojego serwisu mogła być tylko Paolini. Włoszki wygrały arcyważnego gema na 3:1, punktując w czterech akcjach z rzędu, od stanu 15:40. I poszły za ciosem, doprowadziły do 5:1. Całe spotkanie zakończyło się ich triumfem 6:4, 6:3. A to oznacza, że Jasmine Paolini zagra choć w jednym ćwierćfinale. Sara Errani ma zaś szansę na dwa... finały. Jeszcze w poniedziałek miała wyjść na kort w ćwierćfinale miksta, wspólnie z Andreą Vavassorim. Ich brytyjscy rywale oddali jednak walkowera.