Dziś już właściwie nie ma wątpliwości, że przyczyną nieobecności Roberta Lewandowskiego na czerwcowym zgrupowaniu kadry było zmęczenie tą reprezentacją. To dlatego nie było przeszkód, by (z powodzeniem) wystąpił w ostatnim ligowym meczu Barcelony, w którym nie decydowało się już nic. Cała reszta, z pierwotnym komunikatem o odpuszczeniu meczów z Mołdawią i Finlandią, to była gra pozorów. Lewandowski wspomniał tam o sygnałach wysyłanych przez jego ciało, podczas gdy niedługo później w wywiadzie dla "Bilda" mówił, że biologicznie ma ono 30 lat. W studiu TVP Sport uwagę przerzucił już całkowicie na "zmęczenie mentalne". Nic nie zgadzało się z pierwotnym komunikatem, za to wszystko z napływającymi informacjami, że z Probierzem już nie dogaduje się tak, jak na początku. Takie podejście nie mogło spotkać się z pozytywnym odbiorem wśród reprezentantów Polski. Niektórzy podczas udzielanych wywiadów żartobliwie pytali, czy mają mówić o wersji oficjalnej, czy nieoficjalnej. Na hasło, że Lewandowski jest zmęczony, na pewno zrozumienia nie było. - Mam nadzieję, że wypocznie - rzucił ironicznie jeden z kadrowiczów. Przez cały tydzień w powietrzu unosiła się dość gęsta atmosfera wokół całej sprawy. Piłkarze rozmawiali między sobą, nakręcali się tym tematem wzajemnie. Tym bardziej, że wagę meczu z Finlandią każdy znał, a kapitan - jakby nie. Wszyscy wiedzieli, że z Probierzem zaczyna mu być nie po drodze, ale dla nikogo nie była to skuteczna wymówka, by nie przyjeżdżać na kadrę. Gdyby nastroje aż tak nie napęczniały, być może nie byłoby decyzji o odebraniu opaski. Kibice zadają sobie pytanie - i ono na pewno padnie też na poniedziałkowej konferencji selekcjonera - co się stało pomiędzy rozpoczęciem zgrupowania, a niedzielą, że na początku trener bronił decyzji Lewandowskiego, a finalnie odebrał mu opaskę. Albo pomiędzy piątkiem, gdy panowie się widzieli osobiście, ale sprawy opaski nie załatwili, a przyjazdem do Helsinek pod koniec weekendu. Wsłuchując się w głosy, można dojść właśnie do takiej odpowiedzi, jak powyżej - sytuacja pęczniała, aż Michał Probierz uznał, że jeśli nie zareaguje, szatnia nie zobaczy w nim lidera. Stąd generalne odczucie ulgi w kadrze, gdy Probierz faktycznie opaskę Lewandowskiemu zabrał i przekazał ją jednemu z najbardziej lubianych zawodników w kadrze - Piotrowi Zielińskiemu. Sam Probierz też próbował robić dobrą minę do złej gry, jednak i jemu wyrywały się zdania, które nie korespondowały najlepiej z przekazem, że ma pełne zrozumienie dla decyzji Lewandowskiego. Raz powiedział, że nie ma zamiaru sprawy komentować - wstrzymując się od obrony napastnika. Innym razem, że gdyby miał coś w tej kwestii mówić, musiałby użyć zwrotów znanych z wypowiedzi o "wodociągach kieleckich" (które, idąc za pierwotnym autorem tych słów, wzorcowo rozwiązują problemy). Wiele wskazuje na to, że jednego nie wkalkulowano - że po telefonie od selekcjonera do Lewandowskiego, ten powie jak zawodowy pokerzysta - przebijam! Lewandowski już od pewnego czasu nie był rozpatrywany przez swoich kolegów z drużyny jako wzorowy kapitan, ale nie da się ukryć, że bez niego reprezentacja Polski nie jest silniejsza. O tej kwestii na razie jest cicho, natomiast wobec takich nastrojów, jakie rosły przez cały tydzień, wątpliwe, że nastąpiło jakieś masowe zmartwienie. Wszystko wskazuje na to, że Probierz z szatni, która wykazywała irytację, zrobił szatnię, która bardzo mocno będzie chciała udowodnić, ile jest warta bez Roberta Lewandowskiego. Problem w tym, że chcieć nie zawsze znaczy móc. I pytanie, kogo ostatecznie będzie na górze, przynajmniej do zakończenia meczu z Finlandią pozostanie otwarte.