Hansi Flick objął trenerskie stery w Barcelonie 1 lipca tego roku. Misję powrotu na mistrzowski tron rozpoczął z impetem. Pod jego wodzą drużyna wygrała 11 z 12 pierwszych meczów. Pod opieką dobrego znajomego odrodził się też Robert Lewandowski. Polak zaczął trafiać do bramki rywali z regularnością, jaką przez lata imponował w Bundeslidze. Efekt? W tej chwili otwiera klasyfikacje strzelców La Liga z 16 golami na koncie. Ależ wieści dla Lewandowskiego, możliwy wielki zwrot akcji. Bayern już działa Flick korzysta z kredytu zaufania Laporty. Sternik Barcelony deklaruje "ślepą wiarę" Tyle że ostatnie tygodnie w wykonaniu "Blaugrany" są na krajowym podwórku fatalne. Z siedmiu ostatnich potyczek wygrała tylko jedną, w dodatku tę bez "Lewego" na murawie (wyjazdowe 5:1 z Mallorcą). We wszystkich innych spotkaniach traciła punkty - w sumie aż 16. Szczególnie bolesne okazały się trzy kolejne porażki u siebie. Najpierw trzeba było uznać wyższość Las Palmas (1:2), potem beniaminka Leganes (0:1) i w ostatni weekend Atletico Madryt (1:2). Czegoś takiego kibice "Dumy Katalonii" nie przeżyli... od 60 lat. Barcelona spadła z fotela lidera. Obecnie zajmuje trzecią lokatę, w nowym roku musi gonić obu gigantów z Madrytu. Do Realu traci dwa punkty, do Atletico trzy. Ma jednak na koncie jeden mecz rozegrany więcej. Co na to prezes Joan Laporta? Jak donosi "Marca", podczas niedzielnego walnego zgromadzenia socios oznajmił, że "zachowuje ślepą wiarę" w potencjał Flicka. To oznacza, że niemiecki szkoleniowiec na razie może spać spokojnie. Kredyt zaufania w Barcelonie z natury ma jednak bardzo krótki termin spłaty. Jeśli wicemistrzowie Hiszpanii nie wrócą na zwycięskie tory, atmosfera wokół niemieckiego szkoleniowca zgęstnieje momentalnie. Wszyscy mają pełną tego świadomość - z głównym zainteresowanym na czele.