Patrząc na układ ligowej tabeli, łatwo było o tym zapomnieć, ale naprzeciw siebie stawali mistrz i wicemistrz Polski. Obie drużyny mają powody do frustracji. Jagiellonii nie udało się obronić tytułu, z kolei Śląsk... nie uratował nawet miejsca w krajowej elicie na przyszły sezon. Mogło się wydawać, że skoro tej wiosny białostoczanie pokonali w gościnie Legię Warszawa i Raków Częstochowa, to poradzą sobie również na obiekcie przedostatniej drużyny tabeli. Tyle że Ekstraklasa ma swój specyficzny urok. I w piątkowy wieczór po raz kolejny mogliśmy się o tym przekonać. Cezary Kucharski zabrał głos ws. Feio. Nie bał się tego powiedzieć Wrocław żegna się z Ekstraklasą. Na trybunach czarny dym i festiwal inwektyw Wrocławianie pogodzili się już z degradacją. Teraz walczą tylko o to, by nie skończyć rozgrywek na ligowym dnie. "Jaga" ma nieco większą motywację - toczy batalię o zachowanie miejsca na podium, gwarantującego kolejny start na arenie międzynarodowej. Nie było zatem wielkim zaskoczeniem, że żwawiej do gry przystąpili mistrzowie kraju. Prowadzony przez nich atak pozycyjny w pierwszej połowie nie przyniósł jednak żadnych efektów. Najbliżej pokonania Rafała Leszczyńskiego był Jesus Imaz. Piłka po jego uderzeniu sprzed pola bramkowego poszybowała jednak nad poprzeczką. Długimi fragmentami większą uwagę skupiali na sobie kibice Śląska. Od pierwszego gwizdka chóralnie obrażali władze miasta oraz trenerów i działaczy odpowiedzialnych - ich zdaniem - za spadek. A kiedy w 27. minucie po pirotechnicznym incydencie boisko spowił czarny dym, arbiter musiał na kilka chwil przerwać spotkanie. Do przerwy bramki nie padły. Po zmianie stron na otwarcie wyniku przyszło nam czekać niespełna 10 minut. Z prawej strony w pole karne gości wpadł Jehor Macenko i zamiast dryblować, uderzył płasko w kierunku dalszego słupka. Trafił idealnie i zrobiło się 1:0. Gospodarze z prowadzenia cieszyli się tylko do 66. minuty. Moment dekoncentracji w szeregach obronnych rywala wykorzystał Imaz. Znalazł się twarzą w twarz z Leszczyńskim i przytomnym strzałem po ziemi doprowadził do wyrównania. Od tego momentu ekipa Adriana Siemieńca osiągnęła zdecydowaną przewagę optyczną. Nie była jednak w stanie udokumentować jej zwycięskim trafieniem. Tym sposobem w dwóch starciach ze Śląskiem obrońcy tytułu stracili w tym sezonie w sumie cztery punkty. Na mecie rywalizacji to może mocno zaboleć.