Natalia Kaczmarek zbliżyła się do rekordu Ireny Szewińskiej. Zrobiło się zamieszanie
Natalia Kaczmarek bardzo zbliżyła się do rekordu Polski Ireny Szewińskiej w biegu na 400 metrów. Tym samym, jak się okazało, sprawiła wiele problemów. Są bowiem dwa różne wyniki nieżyjącej już legendy polskiego sportu, na które powołują się dziennikarze i kibice. Prawda jest nieco zagmatwana. Interia Sport postarała się wyjaśnić, w czym tkwi problem.

W czasie Diamentowej Ligi - Memoriału Kamili Skolimowskiej, jaki był rozgrywany na Stadionie Śląskim w Chorzowie, Natalia Kaczmarek uzyskała znakomity rekord życiowy - 49,48 sek.
To wynik o 0,2 sek. gorszy od rekordu Polski, jaki od 29 lipca 1976 roku należy do Ireny Szewińskiej. Niektórzy dziennikarze podają jednak, że to rezultat gorszy o 0,21 sek.
Irena Szewińska pobiegła jednak szybciej niż początkowo podano
Skąd wziął się ten problem? Wszyscy przecież mamy w pamięci ten bieg i wyraźnie widać czas, w jakim Szewińska sięgnęła po olimpijskie złoto. Stoper zatrzymał się na 49,29 sek. Tymczasem w tabelach rekordów Polski oraz zestawieniu historycznych wyników w Polskim Związku Lekkiej Atletyki widnieje wynik 49,28 sek., podczas gdy na stronie światowej federacji World Athletics wciąż można zobaczyć 49,29 sek.
- Bezpośrednio po biegu wynik brzmiał 49,29 sek. i taki wynik jest zanotowany w World Athletics jako oficjalny rekord świata uzyskany przez Szewińską. To podobny przypadek do tego z biegu Mariana Woronina. Wówczas początkowo czas Polaka na 100 metrów to było 9,99 sek., a chwilę później został on skorygowany na 10,00 sek. - powiedział Janusz Rozum, sędzia lekkoatletyczny, a także ceniony ekspert i komentator, w rozmowie z Interia Sport.
- Wtedy używaliśmy mokrych filmów, które trzeba było wysuszyć. Często wybiegało się na zewnątrz, żeby to zrobić szybciej. Później wkładało się go między dwa szkiełka i na dużej przeglądarce odczytywało się ten film w sposób analogowy. Na dole była podziałka i na niej odczytywało się czas. W przypadku Woronina szybko odczytano 9,99 sek. po biegu w Warszawie. Kiedy ten film wysechł, to było już jakiś czas po biegu, ktoś jeszcze raz sprawdził i stwierdził, że nie da się w żadnym wypadku zrobić czasu 9,99 sek., bo przekraczał on ten czas o 0,002 sek. Wówczas wynik zaokrąglano w górę. Stąd wzięło się 10,00 sek i zrobiło się wówczas dość nieprzyjemnie - dodał.
W przypadku biegu Szewińskiej czas w Montrealu wyniósł powyżej 49,280 sek. Zaokrąglano wynik w górę i stąd wziął się czas 49,29 sek.
Po jakimś czasie, ale nie pamiętam kiedy dokładnie, szef światowych statystyków Bob Sparks, który miał dostęp do tego filmu, odczytał go jeszcze raz i stwierdził, że wynik wynosi dokładnie 49,280 sek. I taki wynik widnieje też na stronie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl.). To jest też wynik obowiązujący, bo taka jest prawda historyczna. W związku z tym PZLA poprawił rekord Polski z 49,29 sek. na 49,28 sek.
Światowa federacja World Athletics nie dokonała jednak korekty i tam wciąż rekord świata Szewińskiej wynosi 49,29 sek. Tym samym w świecie lekkoatletycznym obowiązują dwa różne wyniki.
- Federacja światowa nie ma nic do tego, jak federacje narodowe ustalają sobie rekordy krajowe. To był ewidentny błąd, więc został on poprawiony przez PZLA - tłumaczył Rozum.



