Iga Świątek rozpoczęła trening dokładnie o godzinie 13:05. Chwilę wcześniej mieliśmy ciągłe opady deszczu, raz mocniejszego, raz słabszego, najczęściej w postaci bardzo rzęsistego "kapuśniaczku". Gdy Polka wkraczała na kort numer 29 klubu sportowego Paris Jean-Bouin deszcz przestał padać, po chwili znów zaczęło mżyć, aż niebiosa na dobre się zlitowały i opady czasowo ustały. Świątek i Sabalenka na korcie. Korespondencyjna moc uderzeń W takich warunkach nikt nawet nie myślał, żeby dołożyć element zbędnego ryzyka i zacząć zajęcia od rozgrzewki w postaci gierki w mini futbol, co dokładnie w tym samym miejscu miało miejsce przed ćwierćfinałem z Eliną Switoliną. Trening rozpoczął się za to od razu bardzo konkretnie, bo od długich wymian ze sparingpartnerem, Tomaszem Moczkiem. Obrończyni tytułu prezentowała mocne uderzenia, z forhendu i bekhendu, zagrywane do linii końcowej. Polka dużo się ruszała, zmuszana podczas tych wymian do dynamicznej pracy nóg na całej szerokości kortu. Switolina ogłasza po meczu ze Świątek. Wiadomość ws. hitu Polki z Sabalenką Mimo niewysokiej temperatury, bo słupki rtęci wskazywały około 16 stopni Celsjusza, Iga wyszła na zajęcia w krótkich spodenkach i t-shircie. Na sąsiednim korcie, położonym po przekątnej względem tego z zespołem Polki, zupełnie inaczej prezentowała się Aryna Sabalenka, półfinałowa rywalka naszej gwiazdy. Uczestniczyła w treningu w legginsach i bluzeczce z długim rękawem. Pogoda do spółki z pewnym rytuałem w obozie Świątek, która z reguły zaczyna zajęcia nieco później, zaś najpierw na korcie o zarezerwowanej porze melduje się jej zespół, sprawiła, że obie wielkie rywalki mniej więcej w tym samym czasie przystąpiły do praktyki. Białorusinka wyszła bowiem, zgodnie z harmonogramem, o godzinie 13. Arynę od razu zaczęło być słychać. Nie zawsze, ale tym razem również na treningu włączyła jeden ze swoich znaków rozpoznawczych, czyli artykułowane okrzyki przy mocnych uderzeniach. A że wkładała w zagrania dużo mocy, posyłając piłki najczęściej wzdłuż linii i po crossie, raz po raz skupiała na sobie uwagę. U Igi z kolei wymiana ciosów z Moczkiem w tej sekwencji trwała 10-12 minut, po czym trener Wim Fissette zarządził krótką przerwę. Jego podopieczna usiadła na ławeczce, posiliła się płynami, po czym sięgnęła po chusteczkę higieniczną, bo katar ciągle do końca jej nie odpuścił. Po powrocie na kort, Iga znów zaczęła "okładać się" z Moczkiem, tym razem zagraniami po crossie. To był ten moment, gdy widać było pełny impet wkładany w uderzenia, a z każdym kolejnym nakręcali się jeszcze bardziej. Jej forhend pracował niesamowicie, Tomasz musiał naprawdę dawać wiele z siebie, by trzymać z Igą wymiany godne najlepszych meczów. To dobrze rokuje przed bojem z silną i grającą fizycznie Białorusinką z numerem 1 w kobiecym tourze. Rada od Fissette'a dla Świątek. Tym razem nikt nie "zgubił" slice'ów Wprowadziła Fissette'a do wielkiego tenisa, przyjaźni już nie ma. Tak mówi o Świątek Od początku zajęć przy korcie przebywała także psycholog Daria Abramowicz, a o godzinie 13:20 wkroczył trener od przygotowania fizycznego, Maciej Ryszczuk. W długich spodniach i bluzie, co także kontrastowało z naszą wyletnioną i już mocno rozgrzaną gwiazdą. Powietrze z każdą minutą robiło się coraz cięższe, bo oddająca wczorajsza temperatura podnosiła stopień wilgotności, a my w wąziutkim gronie obserwowaliśmy festiwal potężnych zagrań Igi bekhendem. O godzinie 13:23 Wim Fissette orzekł, że teraz czas na slice'y, czyli ten element, którego zabrakło Idze poprzednio, o co na finiszu zajęć przed meczem ze Switoliną wdała się w krótką rozmowę z Ryszczukiem. A bardziej słuchała, że nie można spełnić jej życzenia, bo czas minął. Po chwili Fissette podszedł do Igi i podpowiedział jej kosmetyczną zmianę, sądząc po geście, a nie słysząc słów, minimalnie inne ułożenie rakiety względem ciała. Po powrocie na kort Iga przeszła na drugą stronę siatki i zaczęła trenować zagrania przy siatce. Od innego z kolegów dziennikarzy, z którym w tym momencie zmieniłem się w roli obserwatora, dowiedziałem się, że ten element, wzbogacony o woleje, Świątek szlifowała dość długo. Z kolei u Aryny przez moment nastąpiło delikatne rozprężenie, głośniej pożartowała z trenerem Antonem Dubrowem, przy tym szeroko się uśmiechała, ale w jednej chwili wróciła w tryb skupienia i skupiła na pracy. Artur Gac, Paryż