Jeśli kibic szuka powtarzalności, czyli dokładnie tego wszystkiego, co już kiedyś skradło jego serce, postawienie nogi w "pomarańczowym", magicznym miasteczku Rolanda Garrosa sprawia, że przypomina się wszystko to, co przykuwało wzrok rok czy dwa lata temu. Tu akurat śmiało mogę nałożyć kalkę z własną perspektywą, bowiem po raz trzeci mam przywilej gościć na tym jednym z czterech wielkoszlemowych turniejów. I gdy tylko przekroczyłem umowmy próg bramki numer 50, odniosłem wrażenie, jakbym po raz ostatni był tutaj najdalej kilka tygodni temu. Kibice szturmują korty w Paryżu, organizatorzy podali liczby Za to pierwszy raz miałem okazję zobaczyć, czym tak naprawdę jest charytatywny dzień. Ustanowiony w 1977 roku, który zmienił nazwę w 2023 roku na cześć obecnie 65-letniego Yannicka Noaha, francuskiego tenisisty, triumfatora French Open z 1983 roku w grze pojedynczej, a w kolejnej edycji w rywalizacji podwójnej. Mnóstwo frajdy miały dzieci, dla których przygotowano rozliczne przestrzenie do zabaw i aktywności fizycznej, jak chociażby sekcję "tenisa miejskiego", na specjalnie przygotowanych matach w sąsiedztwie głównego kortu im. Philippe'a Chatriera. Poza zabawą czekała także przestrzeń, nazwijmy to, edukacyjna, zwłaszcza ta ku chwale legendy i króla paryskiej mąki, Rafaela Nadala. "Weź udział w zwiedzaniu wystawy w dwóch terminach z przewodnikiem mówiącym po francusku i angielsku" - zachęcano wszystkich ochotników, a pierwsza z okazji miała miejsce właśnie w sobotę, pół godziny przed południem. Dla chcących świadomie zwiedzać nic straconego (drugim terminem będzie wtorek o godz. 10:30), a poza tym w Tenniseum - bo o nim mowa - przez cały turniej będzie można oglądać wystawę poświęconą Hiszpanowi. To upamiętnienie jego 14 tytułów zdobytych w stolicy Francji. Co chwalebne, zyski z tego dnia, a stało się to już tradycją, zostaną przekazane na finansowanie charytatywnych inicjatyw tenisowych. Trzygodzinny finał Hurkacza z Djokoviciem. 4:2 i zwrot akcji. Tytuł rozdany po tie-breaku Gwarno było w przestrzeniach gastronomicznych, sygnowanych logami sponsorów i głównych partnerów French Open, a dla spragnionych doznań typowo tenisowych, okazją było oglądanie sesji treningowych. Nam udało się, na bodaj najszczelniej wypełnionym po godz. 19 korcie numer 8, obejrzeć fragment zajęć z udziałem Niemca Alexandra Zvereva. A kilkanaście minut później ujrzeć przechadzającą się w towarzystwie dwóch znajomych byłą gwiazdę tenisa, Dunkę polskiego pochodzenia Caroline Wozniacki. Będąca w ciąży 34-latka zapewniła, że w kolejnych dniach postara się być uchwytna pod kątem rozmowy. Organizatorzy Rolanda Garrosa już chwalą się, że tegoroczna edycja turnieju, który eliminacjami rozpoczął się w poniedziałek, cieszy się ogromną popularnością. "Od 19 maja przez bramy Stade Roland-Garros przeszło już ponad 102 tysiące widzów. Wśród nich ponad 80 000 widzów uczestniczyło w pierwszym tygodniu, a 23 000 dołączyło do zabawy podczas dzisiejszego tradycyjnego dnia charytatywnego" - przekazali dziennikarzom. Trening Igi Świątek też to pokazał. Paradoks na trybunach Podczas gdy jedni kibice dopiero ściągają nad Sekwanę, w drogą stronę wyruszył dzisiaj Tomasz Witkowski, wielki sympatyk z Poznania. O ile przed rokiem emocjonował się rywalizacją właśnie w głównej drabince turnieju, tak tym razem oglądał mecze eliminacyjne z udziałem Polaków oraz sesje treningowe. Nie ukrywa, że to pokłosie tego, iż przegapił termin rejestracji, by móc wziąć udział w losowaniu dostępu do biletów, ale nie rwał sobie włosów z głowy. - Akurat pojawiły się bilety na tydzień otwarcia, z kwalifikacjami, więc stwierdziłem, że w tym roku inaczej będę kibicował. I tak obejrzałem mecze drugiej i trzeciej rundy, dopingując z wysokości trybun trzy Polki. Maja Chwalińska i Kasia Kawa przegrały w drugiej rundzie, a najdłużej emocje zapewniała Linda Klimovicova. Najbardziej szkoda mi Mai, która grała bardzo mocno i dynamicznie - opowiedział Interii Tomasz, dla którego to czwarta wizyta w Porte d'Auteuil. Podkreślił swoje spostrzeżenia, że w warunkach treningowych wiele gwiazd było mocno wyluzowanych, podkreślając przede wszystkim zachowanie Leylah Fernandez, kanadyjskiej tenisistki. - Można było przybić sobie z nią piątkę, zrobić zdjęcia, a nawet zamienić kilka zdań. I to jest naprawdę super, bo widzimy tych wielkich w zupełnie innym wydaniu. Świetne było też to, jak na stoisku z jedną z kaw pojawił się Jannik Sinner. I można było stać sobie od niego w odległości dwóch metrów. Carlos Alcaraz także był dostępny, zatrzymując się do zdjęć - podkreślił kibic z Polski. Nie mogło go zabraknąć oczywiście także na treningu Igi Świątek, która w poszukiwaniu optymalnej dyspozycji rekordowo szybko przybyła do Paryża bronić tytułu oraz po piąty wielkoszlemowy skalp w karierze. Między innymi podczas treningu Polki z Darią Kasatkiną, który odbywał się na korcie centralnym, miał miejsce niecodzienny widok. Wówczas tzw. VIP-owskie loże, te zlokalizowane najbliżej kortu, były dostępne właśnie dla kibiców. Na koniec dodał, że zapoznał się z wypowiedziami Igi, która po tej sesji z reprezentującą Australię Rosjanką była generalnie z siebie zadowolona, lecz z perspektywy obserwatora zaznacza, że jedna rzecz go zmartwiła. - Iga cała czas sięgała po chusteczki i siąkała nos. Mam nadzieję, że to krótkotrwały nieżyt, który nie będzie jej się dawał we znaki w meczach. Artur Gac, Paryż