"Polski olbrzym" w akcji. Walka o pas i ringowa wojna. Rywal już włączył "tryb potwora"
Już w najbliższą sobotę dojdzie do polsko-polskiego starcia w wadze ciężkiej. Z jednej strony weteran 45-letni Mariusz Wach, z drugiej 25-letni Kacper Meyna, który chce na dobre stać się główną siłą tej kategorii w naszym kraju. W stawce pojedynku znajdą się dwa pasy, poza należącym do Meyny tytułem mistrza Polski, również ten ważniejszy - WBC Baltic. Pogromca Adama Kownackiego zapowiada w rozmowie z Interią, że w hali Stulecia Sopotu im. Haffnera "przełączy się na tryb potwora". Transmisja na kanałach Polsatu.

Kibicom boksu wciąż dużo więcej mówi nazwisko "Mariusz Wach" (38-11, 20 KO), czyli kolos wagi ciężkiej z Krakowa. Rutynowany pięściarz nigdy nie doszedł do wielkich sukcesów i zapewne już nawet o nich nie myśli, bo twardo stąpa po ziemi, ale jego doświadczeniem można by było obdzielić kilku zawodników. 45-latek od zawsze był wziętym sparingpartnerem, jako młody chłopak jeździł do Niemiec, do nieistniejącej już grupy Universum, której gwiazdą był Dariusz Michalczewski, a wschodzącymi asami bracia Witalij i Władimir Kliczko.
Wach kontra Meyna. Kacper chce "złamać" olbrzyma z Krakowa
Z tym drugim Wach zmierzył się w listopadzie 2012 roku, był wówczas w swoim najlepszym momencie kariery i stąd ta walka życia. Polak wytrwał z Władimirem pełny dystans 12 rund, walkę mistrzowską przegrał do wiwatu, mając swój dosłownie jeden moment, ale udowodnił i wtedy, i wielokrotnie później, że jest nieprawdopodobnie odporny na ciosy. Nieprzypadkowo były mistrz David Haye powiedział kiedyś, że na Wacha trzeba by było mieć kij bejsbolowy, pięści to za mało.
Rutyniarz nie ma już pewnie głowy z żelbetonu, ale nadal jest nieprzeciętnie twardy i na tym polega główne wyzwanie, jakie stoi przed Meyną. Trudno przewidywać, czego nigdy nie miał w zwyczaju, że od pierwszej rundy spróbuje zaskoczyć młodszego o 20 lat rodaka ofensywą, ale z pewnością będzie dla niego twardą zaporą. A jeśli mocno trafi, to także przetestuje odporność na ciosy zawodnika z Gołubia.
Meyna wielki krok wykonał sensacyjnym wykolejeniem Adama Kownackiego, który wcześniej był naszym numerem jeden w wadze ciężkiej, nokautując go nieco ponad rok temu już w 1. rundzie. W następnym starciu zupełnie nie miał podniesionej poprzeczki, zmiatając z ringu słabego Czecha Pavela Soura. A teraz, w przypadku wygranej, dopisze do swojego bokserskiego CV ciekawy skalp, bo nazwisko Wacha wciąż trochę znaczy.
Niektórzy pięściarze w ostatnich dniach przed walką starają się odcinać i wykonywać tylko obligatoryjne obowiązki medialne. Tymczasem Meyna bez problemu odebrał telefon od dziennikarza Interii, wypowiadał się bardzo luźno, co samo w sobie pokazuje, że mentalnie dobrze znosi nadchodzące wyzwanie.
- Zawsze w jakimś stopniu człowiek się denerwuje, ale nie można przesadnie się przejmować, bo można byłoby sfiksować - odparł zawodnik, promowany przez grupę Rocky Boxing Promotion. I od razu dodał, że największy respekt do Wacha czuje ze względu na wielkie doświadczenie swojego oponenta. - Mariusz już wszystko widział, więc ciężko będzie go zaskoczyć. Natomiast na pewno mogę wykorzystać atut swojej młodości - podkreślił.
Meyna nie ukrywa, że najbardziej prawdopodobne wydaje mu się odniesienie zwycięstwa na punkty po 10 rundach, ale nie wyklucza także, że pojawi się szansa na wdrożenie spektakularnego scenariusza.
- Z Kownackim też planowałem inaczej, chciałem trochę rund przeboksować, dłużej go punktować, aż w końcu czymś wystrzelić. Natomiast skoro od razu rzucił się na mnie, trzeba było z automatu dostosować się do reguł gry - wspomniał Meyna. I to właśnie dlatego bierze pod uwagę, że może Wach wpadnie na zaskakujący pomysł. - A kto to wie. Może też się na mnie rzuci? Wtedy od razu będzie bijatyka. Gdyby tak się zdecydował, to sądzę, że przez powiedzmy dwie rundy byłby najniebezpieczniejszy. W gruncie rzeczy spodziewam się wszystkiego.
Zawodnikowi promowanemu przez Krystiana Każyszkę nie brakuje także poczucia humoru, bo gdy zapytałem, czy liczy, że głowa Mariusza mogłaby już nie utrzymać serii ciosów, odparł: - Mnie bliżej do jego nóg niż głowy - roześmiał się, zwracając uwagę na różnicę w gabarytach. Po czym dodał: - W założeniach skupiam się na wyboksowaniu go przez 10 rund, a gdy nadarzy się okazja, to wcześniej go złamać. I być może Mariusz sam się podda lub zrobi to jego narożnik.
Meyna ostro pod adresem Knyby. Gotuje się między bokserami
Przed walkami z Wachem, ze względu na osobowość krakowianina, bardzo trudno o złą krew między zawodnikami. Pod tym względem niespecjalnie różni się także Meyna, więc nie ma tutaj czegoś takiego, jak dodatkowa dawka emocji i pobudzenia przed walką. Nasz rozmówca zgadza się z takim przedstawieniem sprawy, przy czym dodaje, że uprawiana profesja jednak zmusza do tego, by już w momencie wejścia do ringu nieco się przeobrazić.
- Życie jest życiem, ale rozpoczynając walkę niestety już trzeba zmienić nastawienie. Człowiek przełącza się na tryb sportowy, czyli na tak zwanego potwora i trzeba twardo walczyć. Rywal chce mi zrobić krzywdę, więc ja jemu również. Nie ma innego wyjścia, jeśli chce się odnieść wygraną - podkreślił i przyznał, że finansowo zarobi podobnie, jak za walkę z Kownackim, przy czym tamta odbyła się ponad 12 miesięcy temu. - Wiadomo, zawsze chciałby się lepiej, jednak kto narzeka, ten nic nie ma - wtrącił.
Ringowy "tryb potwora" nadciąga szybkimi krokami, o czym mogłem przekonać się pod koniec rozmowy. Postawiłem pytanie, czy Mariusz Wach to idealny rywal na ten moment kariery, a może razem z promotorem mieli inny, bardziej priorytetowy plan, ale on nie wypalił.
- Może jest to idealna pora, by uciszyć Damiana Knybę. Aby trochę się ogarnął i nie rzucał się, brzydko mówiąc, jak gó*** w betoniarce. Pokonanie Mariusza Wacha będzie podkreśleniem, że Knyba nie ma jeszcze czego szukać u mnie. Ma on teraz rywala podobnego gabarytami do mnie, ale niestety Marcin Siwy już długo nie boksuje (ostatnio we wrześniu 2022 roku - przyp.), więc jest to kolejny zawodnik dla niego do przeboksowania. Zobaczymy, co pokaże Siwy, ale po takiej przerwie raczej nie powinien być mocnym rywalem - twierdzi Meyna.
Transmisja gali z Sopotu w sobotę od godz. 18:15 w Polsat Sport Fight, a od godz. 20 jednocześnie w Polsat Sport Fight i Super Polsat, dostępnym w telewizji naziemnej.
Artur Gac
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: [email protected]


