Artur Gac, Interia: Na wstępie proszę przyjąć słowa wsparcia, bo też jestem myślami z całym najbliższym otoczeniem Czarka, do którego bezwzględnie pan się zalicza. Trzymamy kciuki, by napłynęły przełomowe informacje. Jak wygląda sprawa na teraz? Adam Jabłoński: - Nic się nie zmienia, ale co ważne w takich sytuacjach, też nic się nie pogarsza. Czarek jest w głębokiej śpiączce, w którą celowo został wprowadzony. On nie ma żadnych innych urazów, tylko urazy głowy. Jeszcze trzeba poczekać i tak, jak prosili lekarze, nie alarmować ich niepotrzebnymi telefonami. Chłopak jest pod dobrą opieką, każdy walczy o niego. Medycy powiedzieli, że jeszcze dwie doby trzeba czekać. A później, gdy się wybudzi, już będzie wiadomo, czy są jakieś uszkodzenia i na co reaguje. Bo niewątpliwie jego mózg ucierpiał. Od razu jakaś operacja głowy została wykonana? - Nie, nie było żadnego otwierania czaszki. Na razie ta farmakologiczna śpiączka jest dobra o tyle, że służy między innymi schodzeniu opuchlizny. I pomyśleć, że chwilę wcześniej Paweł Brach, który wyszedł z wypadku bez większego szwanku, toczył wygrany pojedynek ligowy w meczu KKB Rushh Kielce kontra RKB Wisłok 1995 Rzeszów, a w dobrym humorze z trybun dopingował go drugi z pana podopiecznych z klubu RKB Boxing Radom, właśnie Czarek Znamiec. - Oni obaj, jako pasażerowie, siedzieli na tylnej kanapie w samochodzie osobowym i spali. Jechali do Żagania, gdzie mieli złożyć przysięgę wojskową. I w okolicach Łodzi wiozący ich kierowca chyba przysnął, w wyniku czego uderzył w naczepę ciężarówki. Niestety najbardziej poszkodowany z tego zdarzenia wyszedł właśnie Czarek. Widziałem go, ale żadnego kontaktu nie ma. To dobrze, że w tym całym nieszczęściu nie ma innych obrażeń poza głową, dzięki czemu jego organizm nie jest niczym dodatkowym obciążony. Wszystkie parametry ma dobre. I najlepiej osobom trzecim w ogóle nie zbliżać się do niego, aby nie zainfekować go jakąś bakterią. W gronie pasażerów osobowego auta była jeszcze dziewczyna, prawda? - Tak, oni jechali w czwórkę. Czarek i Paweł oraz kierowca i jego partnerka. Oni zaoferowali się, że ich zawiozą do Żagania. I tak wszystko było zaplanowane... A tu widzi pan, kurde, los chciał inaczej. Polak dokonał rzeczy niemożliwej. "Sprawił sensację, która pójdzie w świat" Gdyby człowiek był w stanie przewidywać takie rzeczy... - No przecież. To nawet ja, choć byłem zmęczony po meczu, na pewno bym im nie odmówił, tylko wsiadłbym do auta i ich tam zawiózł. Jednak już wszystko mieli obgadane. Poza tym przecież 18 czerwca Czarek miał mieć operacją na tą dłoń, z którą ciągle ma problemy. Teraz najważniejsze jest to, żeby się obudził i generalnie był zdrowy. W maju relacjonowałem przebieg Pucharu Świata w Warszawie, gdzie Czarek i Paweł zdobywali złote medale. I doskonale pamiętam, jak na każdym kroku tak bardzo podkreślali pana zasługi. Mówili, jak wiele panu zawdzięczają i choć jest pan dla nich wymagającym trenerem, to jednocześnie niemal drugim ojcem. Wspaniale się tego słuchało. - To powiem panu szczerze, że płakać mi się chce, bo my jesteśmy jak rodzina. To tak, jakbym tracił syna... Jest mi tak przykro, że aż nie wiem, co powiedzieć. Miał chłopak robić maturę, teraz fajnie rozwiązała się sprawa z wojskiem. Później zamierzał podjąć studia w Kielcach. Wszystko sobie układał, a poza tym jeden i drugi jest pracowity. I robili postępy, co pokazały prestiżowe zawody w ramach memoriału Feliksa Stamma. - I tu podkreślmy jeszcze jedną rzecz: Czarek walczył jedną ręką. Druga niewiele mu dawała, to jedną tak ambitnie boksował. Jednak byliśmy teraz dobrej myśli, bo miał trafić do chirurga-ortopedy, który operował Krzysztofa Głowackiego, Michała Cieślaka, Krzysztofa Włodarczyka, Mameda Chalidowa i Michała Materlę. Tak że naprawdę fachowiec wysokiej próby. I zagwarantowali mu, że naprawią mu tę rękę. Polski Związek Bokserski również na każdym kroku bardzo interesuje się Czarkiem, co naprawdę warto podkreślić. Trenerze, doprecyzujmy, co konkretnie stało się z prawą ręką, że od dłuższego czasu tak młody zawodnik ma z nią permanentne problemy? - Opowiem w skrócie. Dwa lata temu, na mistrzostwach Polski w Toruniu, naderwał więzadło w prawej dłoni. I to wiązało się ze stosunkowo łatwym zabiegiem. Niestety zabieg został źle zrobiony. Później ten sam lekarz poprawiał i, nie czarujmy się, popełnił błąd. Błąd za błędem. Po prostu ten ortopeda z Torunia zepsuł mu tę rękę. W konsekwencji ręka cała czas nie była w pełni sprawna, Czarek nie używał jej nawet na 50 procent. Bardziej markował nią ciosy, niż robił nimi robotę. Teraz przeszedł konkretne badania, zebrało się konsylium lekarskie i fachowcy zdecydowali, jaką metodą naprawią mu tę rękę. Zapowiedzieli, że wróci do sportu wyczynowego na wysokim poziomie. Pokazywał możliwości w ringu, a miał też talent do ciekawego opowiadania o tym, jak z jego perspektywy wyglądał przebieg walki. Po awansie do finału tak mi mówił: Rozgrzałem się i jak już zobaczyłem, że moja lewa wchodzi, to mówię do siebie: "łupiemy, łupiemy. Zwód, lewy sierpik, prawy na dół". To, co trener mówił, po prostu realizowałem. Lewy po zwodzie, prawy na dół. Nic nie kombinować. Jak jest blisko, to łupać, gdzie tylko się da. - Myślę, że jeszcze to wszystko usłyszymy. Dziś o godzinie 18 mamy zamówioną mszę świętą w Parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Radomiu, która zostanie odprawiona w jego intencji. Liczymy, że wiele osób przyłączy się do modlitwy, a ci, których nie będzie na miejscu, włączą się myślami. Jeśli chodzi o Pawła Bracha, opatrzność nad nim w pełni czuwała? - Dzisiaj Paweł przyszedł na salę troszkę się poruszać. Jeszcze nie może w pełni trenować, bo jest poobijany. Żadnych urazów nie ma, ale wszystko ma ponaciągane, jako że doszło do dużego uderzenia. Paweł powiedział mi, że przyjął bardziej embrionalną pozycję, zdążył przyjąć gardę i rzucił się za siedzenie. Wydaje mi się, że dzięki temu się wyratował, z kolei Czarek poleciał bezwładnie i w coś uderzył głową. To jest ułamek sekundy, gdy człowiek śpi, nie zawsze jest w stanie w jednej chwili zareagować. Teraz wszystko w rękach Boga. Jest pan w stanie normalnie funkcjonować? - Muszę. Mamy mecz ligowy, mamy mistrzostwa Polski juniorów, a mam dwóch takich chłopaków, z którymi muszę jechać do Wejherowa. Życie musi toczyć się dalej. Ja bym zrobił wszystko, co tylko by się dało, aby pomóc Czarkowi. Tylko co ja mogę? Czarek ma rodzeństwo? - Ma jednego brata i bardziej jest zżyty z mamą. Mama Czarka też rzuciła się w wir pracy, by jakoś znieść tę sytuację. Człowiek musi czymś zająć swoje myśli, bo inaczej by zwariował. Jednak naprawdę jesteśmy dobrej myśli, myślę że jeszcze dwie doby i będziemy wiedzieć wszystko. W każdym razie Czarek w szpitalu w Łodzi jest otoczony bardzo dobrą opieką. Wszystko jest przygotowane do bardzo szybkiej rehabilitacji, która na początku jest najważniejsza. Rozmawiał Artur Gac, Interia Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl Stanowisko Komendy Powiatowej Policji w Pabianicach: 14.06.2025 roku o godzinie 3.50 na 205 km drogi ekspresowej S8 (kierunek Wrocław) doszło do zdarzenia drogowego z udziałem samochodu osobowego marki Lexus i pojazdu ciężarowego marki Scania. Ze wstępnych ustaleń policjantów wynika, że 22-letni kierujący lexusem najprawdopodobniej zasnął za kierownicą pojazdu i uderzył w tył naczepy ciężarówki. Mężczyzna następnie utracił panowanie nad pojazdem, które ostatecznie rozbiło się o barierki energochłonne. W chwili wypadku w aucie znajdowało się trzech pasażerów w wieku od 21 do 24 lat. Dwóch z nich oraz kierujący osobówka trafili do szpitali. 34-letni mieszkaniec powiatu sokołowskiego podróżujący scanią, w wyniku zdarzenia nie odniósł żadnych obrażeń. Obaj kierujący byli trzeźwi i posiadają stosowne uprawnienia do kierowania.